Menu główne
- - - - - - - - - - - - - - - -
Historia i WoS
- - - - - - - - - - - - - - - -
Przebsiębiorczość
- - - - - - - - - - - - - - - -
Żywienie
- - - - - - - - - - - - - - - -
English Website
Fascynacje
- - - - - - - - - - - - - - - -
Ścieżki kariery zawodowej absolwentów
- - - - - - - - - - - - - - - -
Gastronomik wczoraj i dziś
Konkurs Gastronomiczny
Wyszukiwarka
Praktyki w Niemczech - Magdalena Drukuj Email
Piątek, 23 Styczeń 2009 11:26

Magdalena - kl. IV TD

Moja przygoda z Niemcami rozpoczęła się wtedy, kiedy podjęłam decyzję o wyjeździe do tego nieodkrytego przeze mnie państwa. Przed wyjazdem miałam wiele negatywnych myśli, nie wiedziałam czy dam sobie sama radę, a także tęsknota za bliskimi dawała dużo do myślenia. Bo trzy miesiące to jednak jest długo, jak na pierwszą w życiu rozłąkę.

Postanowiłam tego zasmakować i zrobić coś zwariowanego, pojechać do obcego kraju, nie znając nawet dobrze ich języka a co najlepsze to być zdanemu tylko na siebie - najlepsza szkoła życia!

Termin na umowie wskazywał 1 czerwca, więc musiałam być tam na miejscu przed wymaganą datą. Wyjechałam wraz z koleżanką z klasy - Basią, która na szczęście miała również odbywać praktykę w tym samym miasteczku co ja, lecz w innym miejscu. A to już coś ta myśl, że będę mogła tam na obczyźnie mieć obok siebie kogoś blieskiego. Miałyśmy kupione bilety na 30 maja. Dzień "leciał" za dniem, aż nastał ten najgorszy. Autobus miałyśmy o 11:00 z dworca Biacomex. Pamiętam to był piątek, mój chłopak i  rodzina oraz przyjaciółka Dorota odprowadzili mnie do drzwi pojazdu, żegnając się cały czas. To było straszne "jak ja bez nich wytrzymam??". Kiedy zajęłyśmy z Basią miejsca w autokarze, zaczęłyśmy rozmawiać i czas podróży przez to szybko mijał. To było dziwne, ponieważ uczyłyśmy się w jednej klasie przez trzy lata i nie miałyśmy ze sobą takiego zachwycającego kontaktu, a podczas podróży poczułam jakbym ją znała już wcześniej. Było bardzo sympatycznie.

31 maja o 8 nad ranem byłyśmy już w Monachium i wtedy rozpoczęła się nasza szalona przygoda z Niemcami. Jeden problem miałyśmy z głowy, ponieważ w tym mieście mieszkała mama kolegi z klasy i pomogła nam w dostaniu się na dworzec oraz w kupnie biletu na pociąg w "magicznym" automacie. Po prostu Anioł. Poprosiła również starsze, niemieckie małżeństwo o zaopiekowanie się nami w pociągu. Obie usiadłyśmy w przejściu, totalnie załamane, myśląc jak to będzie, że nie długo się rozstaniemy i do tego w tle słychać język, którego nie rozumiemy. Można byłoby pomyśleć, że to jest sen zwany koszmarem i nawet próbowałam sobie to wmawiać, ale szczypiąc się w rękę, widok się nie zmieniał. To straszna rzeczywistość. Niemiecka para była bardzo miła, uśmiechali się do nas przez cały czas. Nagle pociąg się zatrzymał i okazało się, że to jest końcowy - Tegernsee. Wysiadłyśmy obładowane torbami i usiadłyśmy na ławce, nie wiedząc co mamy dalej robić. Po chwili zauważyłam kobietę, niepewnie na nas patrzącą, ale odważyła się i podeszła do nas. Była uśmiechnięta i zapytała się po niemiecku, czy jesteśmy z Polski i podała moje dane. Wszystko się zgadzało, więc się przywitałyśmy. Myślałam w tamtej chwili, że serce mi wyleci. Najlepsze było to, że na tej stacji spotkałyśmy pana, który usłyszał, że rozmawiamy po polsku i od razu do nas podszedł. Było to dla nas wielkim zaskoczeniem i narodziła się w nas nadzieja, że będzie więcej Polaków, ale jak wiadomo nadzieja jest matką głupich, ale co zrobić czasami dobrze ją mieć. Wsiadłyśmy do samochodu i poznałyśmy jeszcze kogoś - Nico - bardzo śmieszny pies, który cały czas naszaczepiał. Najpierw odwieźliśmy Basię do jej hotelu, w którym miała odbyć praktykę, a następnie ja i Sandra pojechałyśmy do Gasthof Schandl.
 
Pogoda nie była udana, bo padał deszcz, więc musiałyśmy szybko wejść do budynku. Wszystko było szalone i szybkie a takie ciężkie do zapamiętania gdzie i kto jest. Poznałam szefa Stephana i kucharkę Anette. Stephan stał za barem a Anette pracowała w kuchni. Wokół było wiele pomieszczeń. Poszliśmy do pokoju obok baru, spytali się czy chcę coś do picia, poprosiłam o wodę. Usiedliśmy we trójkę i próbowaliśmy się dogadać, trochę w języku niemieckim ale w większości po angielsku. Trochę się bałam, ale jakoś dałam radę. Następnie poszliśmy po moje rzeczy do samochodu i zaprowadzili mnie do pokoju. Znajdował się na pierwszym piętrze obok pokoju szefów. Pokój był mały, ale miał coś w sobie. Było łóżko bardzo ładnie pościelone, obok stolik na którym znajdowała się lampka, owoce oraz pudełeczko czekoladek. Obok stoliku stał magnetofon i niedaleko były drzwi prowadzące na mój osobisty balkon, który był w stylu góralskim, czyli cały z drewna z pięknymi motywami. Przy drzwiach wyjściowych z pokoju były drzwi do także mojej osobistej łazienki, która była ładnie urządzona. Istny luksus… Szefowie powiedzieli, żebym za dwie godziny była gotowa,  następnie pojedziemy do Basi i pokazano nam trochę okolice i miasteczko.
 
Kiedy zostałam sama, usiadłam i nagle narodził się większy strach a co się z ty wiąże ogromna tęsknota i chęć ucieczki z tego miejsca. Przyznam się, że siedziałam tak przez jakieś pół godziny, nie przestawając ocierać łzy z policzków. Jedno słowo, którym mogę to opisać to po prostu okropny smutek. Ale jakoś powoli próbowałam się zebrać. Kiedy byłam gotowa, zeszłam na dół do swoich opiekunów. Z moja szefową Sandrą pojechałyśmy po Basię a następnie pozwiedzałyśmy okolicę. Później zabrała nas na włoskie lody i poszłyśmy sobie je skonsumować nad jeziorem. Było bardzo miło. Udało się nam wyciągnąć trochę informacji o tym miejscu. Później szukałyśmy budki telefonicznej ale ta, którą znalazłyśmy blisko Gasthofu była zepsuta, więc poszłyśmy do mnie, aby poprosić o jedną rozmowę telefoniczną do Polski. Powiadomiłyśmy naszą Panią – koordynatorkę projektu, że jesteśmy na miejscu całe i zdrowe i słowa otuchy, które nam przekazała, dały trochę do myślenia i chociaż odrobinkę podniosły na duchu. Z Basią spędziłyśmy cały dzień u mnie, próbując skontaktować się z bliskimi przez internet. Wieczorem poznałyśmy Lucy, była Czeszką pracującą w Gasthof Schandl jako kelnerka od kilku lat. Trochę sobie porozmawiałyśmy. Po rozstaniu z Basią dowiedziałam się o której jutro zaczynam.
 
Noc była prawie nieprzespana. Budzik obudził mnie o 6, więc miałam godzinę na przygotowanie się. Kiedy zeszłam na dół do kuchni. była tam już szefowa. Dała mi kartkę i długopis oraz powiedziała, że mam sobie notować wszystkie czynności, która ona wykonuje po kolei, przygotowując śniadanie dla gości hotelowych. Wszystko udało mi się zrozumieć i zapisać. Następnie poznałam Manuele, dziewczynę odpowiedzialną za pokoje hotelowe. Pokazała mi na czym polega sprzątanie pokoi i nauczyła, różnych ciekawych rzeczy. Później szefowa poprosiła mnie o zrobienie ciasta z rabarbarem (pychota). O 11:00 skończyłam pracę i miałam przerwę do 18:00. Zjadłam śniadanie i poszłam do Basi. Wiadomo każda z nas zdała sobie nawzajem relacje z pierwszego dnia pracy. Całą przerwę spędziłyśmy nad jeziorem, mówiąc jak nam jest ciężko, jak brakuje przytulenia. Wieczorem pracowałam na tak zwanym „na zmywaku”. Pracowałam do 22:00. Po pracy była kolacja i spanie.
 
Następnego dnia byłam już pod kontrolą szefowej i musiałam pod jej okiem przyszykować śniadanie, później pokoje. O 11:00 śniadanie i przerwa i spotkanie z  Basią i siedzenie nad jeziorem a na 18:00 znowu do pracy. Następnego dnia miałam wielki egzamin, ponieważ z rana byłam sama w kuchni,  już bez Sandry i musiałam sama liczyć na siebie, to było straszne, ale dałam radę i bardzo dobrze zdałam ten egzamin. Byłam z siebie bardzo zadowolona. Później musiałam sama posprzątać pokoje i również mi się udało. Pozostała część dnia była taka sama lecz trochę zmieniał się stan psychiki, na gorsze. W środę pracowałam do południa, ponieważ później hotel był nieczynny. Moi szefowie zabrali mnie i Basię do pizzerii, a później  pojechaliśmy do nas do zajazdu  i graliśmy w rzutki. Było przecudownie. Dużo zabawy i śmiechu. Basia niestety miała tego dnia wieczorem do pracy, więc spędziłam go bez niej. Sandra i Stephan zaprosili mnie na kolację, którą zrobili sami. Usiedliśmy przy stole we trójkę i czułam jakbym była częścią tej rodziny. Dowiedziałam się o nich wielu rzeczy a oni o mnie. Kolacja była przepyszna a na deser były lody z bitą śmietaną mniam mniam…
 
Kolejne dni wyglądały jak wcześniejsze, były trochę monotonne. Szefowie zabierali nas na różne wycieczki i festyny, które wtedy się odbywały w okolicy. Więc wolny czas miałyśmy w większości zaplanowany przez nich. Depresja, którą przeżywałyśmy z Basią trwała około dwóch tygodni a później minęła, kiedy oswoiłyśmy się ze wszystkim. Poznałyśmy w Tegernsee kilku Polaków tam mieszkających i pracujących: Sergiusza, Tomka oraz Panią Henrykę - cudowną kobietę, która była trochę jak babcia.
 
1 lipca do hotelu przyjechały dwie siedemnastoletnie Czeszki, które również miały odbyć trzy miesięczną praktykę w tym miejscu. Były bardzo miłe. Szefowa dała mi wtedy mega zadanie, otóż miałam je wszystkiego nauczyć. Podniosło mnie to na duchu jeszcze bardziej. Ponieważ czułam, że naprawdę jestem w tym dobra. Pracowało mi się z nimi bardzo przyjemnie. Po pracy czasami spędzałyśmy wspólnie czas. Szef zabierał naszą załogę wraz z Basią na dyskotekę i świetnie się bawiłyśmy, nie myśląc, że mamy na rano do pracy.
 
Pozostali pracownicy byli bardzo przyjaźni, była to starsza pani z Węgier - Getti, która sprzątała pokoje, Ruth, która była murzynką i również pracowała przy sprzątaniu  pokoi oraz bardzo stara Niemka - Gerta, również zajmująca się sprzątaniem. Wszystkie były na swój sposób miłe, ale największa przyjaźń nawiązała się z Ruth, ponieważ rozumiała mnie i dawała mi dużo rad. W kuchni pracował oprócz szefowej i kucharki młody kucharz - Uwe. Sympatyczny i śmieszny chłopak, z którym często rozmawiałam w wolnych chwilach. Była także miła kelnerka - Fabienne, która kiedy miała wolny czas przychodziła do mnie i rozmawiałysmy. Wszyscy pracownicy byli naprawdę wyjątkowi i jedyni w swoim rodzaju. Czułam jak moi szefowie traktują mnie jak swoje dziecko. Troszczyli się o mnie. Przytulali w złych chwilach i pocieszali. Byli dla mnie jak rodzice, mogłam na nich liczyć. Cały czas mówili, że bardzo dobrze pracuję. Chcieli abym została u nich jeszcze na jeden miesiąc ale to raczej by nie wyszło,, ponieważ bym dopiero wróciła w październiku. Pytali się również czy nie przyjadę do nich za rok do pracy. Wspaniałymi osobami byli również rodzice Sandry. Byli dla mnie mili i można było odczuć z ich strony potrzebę posiadania wnuczki. Goście hotelowi byli także w porządku, zawsze się do mnie uśmiechali, zostawiając czasami napiwki na stołach oraz w pokojach w dowód podziękowania za miła obsługę. Nieważne były dla mnie pieniądze, lecz życzliwość osób w stosunku do mnie. Lubiłam swoją pracę i często sobie teraz wspominam jak to było. Warte jest wspomnienie relacji jakie miałam z Basią. Była dla mnie jak siostra. Przez te trzy miesiące zżyłyśmy się ze sobą i byłyśmy jak papużki nierozłączki. Każdą wolną chwilę spędzałyśmy razem, nawet dochodziło do tego, że zostawałyśmy razem na noc, rozmawiając aż do rana.
 
Z Tegernsee wyjechałyśmy 25 sierpnia w niedzielę wieczorem do Monachium z Kamilem i jego mamą. Tego dnia obie pracowałyśmy, ja do 15:00 a Basia do 22:00. Około południa pożegnałam się z pracownikami. Na pamiątkę zostawiłyśmy dla Sandry i Stephana wpis do księgi, byli z tego powodu bardzo szczęśliwi. Około godziny 19:00 poszłam do swojego pokoju, aby dokończyć sprzątanie, ponieważ chciałam zostawić pokój w takim stanie jakim go otrzymałam. Około 21:00 zjadłam ostatni posiłek i czułam, że są smutni z powodu mojego wyjazdu. O 21:50 pożegnałam się ze Stephanem, bardzo mocno mnie do siebie przytulił, a także z Czeszkami. Z Sandrą pojechałyśmy po Basię a na koniec na dworzec. Podczas jazdy podziękowałam jej za wszystko, za te trzy miesiące, za to co dla mnie robili. Pociąg miałyśmy o 22:27, więc było jeszcze trochę czasu. To było wyjątkowe, ponieważ szefowa, która zawsze była wesoła ale niedostępna, przytuliła się do mnie ze łzami w oczach i mówiła bardzo miłe słowa "Meine Baby". Rozwaliło mnie to całkiem. kiedy weszliśmy do pociągu, Sandra machała do nas i wycierała cały czas płynące łzy. Było mi ich bardzo żal. Przez całą podróż się praktycznie z Basią nie odzywałyśmy do nikogo, bo czułyśmy się z tym wszystkim bardzo źle.
 
Następnego dnia z rana wybraliśmy się we trójkę do centrum  na zakupy. Czas był przyjemnie spędzony, a wieczorem poszliśmy na basen. We wtorek miałam o 17:00 autokar do Polski, więc Basia z Kamilem mnie odprowadzili. W autobusie miałam bardzo fajnego sąsiada - Japończyka, który jechał do Warszawy do brata. Rozmawiało mi się z nim dobrze. Nie rozumiał on języka polskiego, więc tłumaczyłam mu co mówią kierowcy i był za to bardzo wdzięczny. W Poznaniu się z nim pożegnałam i wsiadłam do autokaru, jadącego do Białegostoku. Mama z bratem przywitali mnie bardzo serdecznie, ściskając przez cały czas a dla swojego chłopaka zrobiłam wielką niespodziankę, gdyż mój przyjazd był trzymany w tajemnicy i nic o tym nie wiedział. Później dochodził do siebie przez kilka godzin.
 
Cieszę się, że odbyłam te praktyki, ponieważ dały mi one bardzo korzyści. Czuję się bardziej odpowiedzialna i dojrzała. Umocnił się jeszcze bardziej przez to mój związek. Poznałam Basię i wiem, że mogę na nią liczyć również tutaj w Polsce. Poprawił się mój język niemiecki oraz nabyłam tez kilka umiejętności potrzebnych nie tylko w pracy, lecz również w życiu codziennym. Poznałam wiele wartościowych osób i utrzymuje z nimi kontakty do dnia dzisiejszego. Wiem także, że mogę tam wrócić i zawsze będę miała pracę. Teraz nie żałuję niczego i wiem, że gdybym miała taką możliwość to bym z niej skorzystała jeszcze raz.

 

Zmieniony: Sobota, 25 Kwiecień 2009 18:22